Działacze warszawskiego stowarzyszenia Miasto Jest Nasze apelują do wojewódzkiego konserwatora zabytków o wpisanie do rejestru kamienicy Izaaka Rothberga przy ul. Marszałkowskiej 66 (róg Marszałkowskiej i Wilczej). Dzisiejszy wygląd budynku niewiele ma wspólnego z tym, widocznym na archiwalnych fotografiach. Z bogato zdobionej, neogotyckiej elewacji, która w dobrym, jak na warszawskie warunki, stanie przetrwała wojnę, w latach pięćdziesiątych skuto zdobienia, nad ściętym narożnikiem brakuje wieżyczki, nie ma śladu po balkonach z żelaznymi balustradami ani portalach wokół okien. Jest szara, popękana bryła „zaopatrzona” w imitację białej cegły w parterze. Lepiej nie podnosić wzroku zwłaszcza ku górnym kondygnacjom. Wewnątrz, według relacji coraz mniej licznych już mieszkańców, zachowała się część zdobień klatek schodowych i mieszkań. Podobno w niektórych lokalach znaleźć można piece kaflowe z epoki. Dokładna inwentaryzacja budynku mogłaby, być może, pomóc zidentyfikować więcej zabytkowych elementów już to pochodzących z końca dziewiętnastego wieku, kiedy budynek powstał, już z okresu II wojny światowej, kiedy na potrzeby uciekinierów z łapanek wykonano tajne przejścia, albo czasów powojennych, kiedy oryginalny budynek zniszczono adaptując go do nowej sytuacji i nowej estetyki. Wszystkie te przeróbki i przebudowy mają jednak walor wspólny – obrazują życie budynku, zmiany warunków w jakich przyszło istnieć substancji i żyć mieszkańcom.
W zależności od tego, z jakiej perspektywy na Marszałkowską 66 patrzeć, dostrzec można inny rodzaj wartości tego miejsca, w zależności od tego, czyjej opowieści słuchać – usłyszeć można inną nieco historię wspierającą inną wizję przyszłości.
Miłośnicy starej Warszawy widzą w kamienicy przy Marszałkowskiej 66 przede wszystkim zabytek, niemego świadka historii miasta i miejsca, któremu bezwzględnie należy przywrócić dawny blask, najczęściej utożsamiany z jej pierwotnym, zewnętrznym i wewnętrznym wyglądem. Oczekują odtworzenia detali elewacji, klatek schodowych i wnętrz. Gdyby to było możliwe, również pierwotnego układu pomieszczeń, który pewnie zachował się w śladach murów i ścianek działowych, być może na starych projektach i planach. Podstawową wartością kamienicy jest dla nich utkana z materii przeszłość, choć należy oddać, że w obszarze ich troski pozostają również losy ludzi z miejscem nierozerwalnie związane. Kamienica powinna również zachować pierwotną funkcję, z niewielkimi sklepami i punktami usługowymi w parterze frontu i oficynach oraz mieszkaniami na górnych kondygnacjach. Miłośnicy starej Warszawy w przyszłości widzą wspomnienie przeszłości.
Postulujący wpisanie kamienicy do rejestru zabytków członkowie stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, powołując się na zabytkowy charakter budynku, z pewnością dostrzegają jego historyczną wartość. Wydaje się jednak, że jest ona ważnym ale tylko pretekstem do tego, aby uchronić przed zakłóceniem społeczną tkankę miejsca i w oparciu o nią odbudowywać zróżnicowane sąsiedztwo w wyidealizowanym wspomnieniu dawnej otwartości i współdziałania, połączonym z jednowymiarowym rozumieniem wspólnego dobra. To, jak budynek w kolejnych latach wyglądał zdaje się mniej ważne od tego, w jaki sposób zeń korzystano, od tego, w jaki sposób w jego obrębie współdziałano. W przyszłości członkowie MJN widzą spełnienie marzenia o osadzonej w historii i zbudowanej na ideałach małej wspólnocie zgodnie współistniejącej we własnych ramach i współdziałającej ze wspólnotami okolicznymi aż do rozmiaru miasta włącznie. Marzenie to podzielają współcześni mieszkańcy kamienicy, którym zależy na utrzymaniu status quo stanowiących ich własność lub tylko wynajmowanych od miasta mieszkań w centrum stolicy.
Inwestor, a przynajmniej jego typowy przedstawiciel, dostrzega w Marszałkowskiej 66 ekonomiczny potencjał metrów kwadratowych powierzchni użytkowej w samym sercu Warszawy. Spoglądając na zdewastowane mury szybko dostrzega, że budynek ma tylko cztery kondygnacje, podczas gdy ten po przeciwnej stronie Wilczej (Marszałkowska 64) już osiem a ten z adresem Marszałkowska 68 – siedem. Naprzeciw budynku, po drugiej stronie szerokiej w tym miejscu Marszałkowskiej, również wszystkie budynki są wyższe, a wyższy budynek to więcej metrów powierzchni do zagospodarowania. Okolica jest dodatkowo architektonicznie powikłana i różnorodna, można by zatem remont i przebudowę wykonać w zasadzie w sposób dowolny – nie wyłączając skrajnego z estetyczno – architektonicznego punktu widzenia pomysłu szklanej elewacji, co dodatkowo znajduje uzasadnienie w „eklektyzmie” miejsca wzmacnianym opowieścią o stale rozwijającym się i żyjącym mieście, kroczącym przez architektoniczne i urbanistyczne meandry idei i mód.
Na Marszałkowskiej 66, podobnie jak w wielu innych punktach i miejscach każdego wielkiego miasta, spotykają się różne opowieści o historii, teraźniejszości i przyszłości. Każda z nich jest przynajmniej w części prawdziwa, każda ufundowana jest na nieco innej postawie i czasem trudno odnaleźć punty wspólne łączące poszczególnych interesariuszy, którzy już nie tylko zdają się mówić różnymi, niezrozumiałymi wzajemnie językami, ale usztywniają postawy w przekonaniu, że możliwy jest tylko jeden, przez nich proponowany rozwój wydarzeń. Logika konfliktu, której w sukurs przychodzi publiczny porządek prawny zdaje się wygrywać z logiką porozumienia.
Kiedy zatem patrzę na kamienicę przy Marszałkowskiej 66 myślę o wartości konfliktu, który nie tylko z ekonomicznego ale każdego innego punktu widzenia, zdominował wiele podobnych miejsc prostą ścieżką prowadząc w otchłań wyczekiwania. Wartość tę można zmierzyć; nikt nigdy nie jest zadowolony z wyniku.
Zdjęcie w tekście: Marszałkowska 66, róg Wilcza 34, widok kamienicy w latach 20-tych XX wieku.
Źródło: Archiwum Państwowe w Warszawie