Swego czasu Roman Szwarc napisał:

a mnie się marzy, aby Wszyscy włączyli się w proces stanowienia dobrego prawa a szczególnie Ci, którzy wiedzą, gdzie tego prawa są słabe punkty i tam uwalają

Szanowny Romanie, droga Redakcjo,

kierunek jest słuszny, natomiast droga wyboista.

W pierwszej chwili małą miałem ochotę odnosić się do Twojego postu. Wszak w oczach przynajmniej części rzeczoznawczej braci należę do grupy tak zwanych „uwalaczy”, choć wolę inne określenie na zajęcie, którym się param. Może dlatego, że obrona interesów moich klientów nie polega wyłącznie na krytycznym podejściu do operatu szacunkowego? Zacznijmy jednak od innej nieco strony.

Zapotrzebowanie na usługi rzeczoznawców majątkowych w znacznej części jest kreowane przez obowiązujący system prawny. Zawód powstał nie dlatego, że taka istniała potrzeba wolnego rynku lecz powołany został sztucznie dla realizacji konkretnego zapotrzebowania ustrojowo – systemowego. Proszę nie wspominać o sytuacjach szczególnych, na przykład szacowaniu wartości na potrzeby postępowania sądowego. Raz dlatego, że uważam, że biegłym w zakresie szacowania wartości nieruchomości byłoby znacznie łatwiej solidnie wykonywać obowiązki gdyby zawodu rzeczoznawcy majątkowego (w jego ustawowej formie) nie było, dwa ponieważ jakoś sobie z tym w przeszłości radzono bez odpowiednich postanowień ugn i przyległości w postaci wiadomego rozporządzenia i zupełnie już chybionych standardów w ich forsowanej przez PFSRM postaci. Tam, gdzie prawdziwy rynek (strony sporu) oczekuje ujawnienia wartości, zostanie ona odkryta i czasem dobrze się dzieje, że ustalona zostaje nie tyle z pomocą rzeczoznawcy majątkowego ile wbrew jego opinii.

Każda akcja spotyka się z reakcją. Wiedzą o tym wszyscy rzeczoznawcy zatem i ci, którzy baczniejszą uwagę przywiązywali do lekcji fizyki jak i ci, którzy większą estymą obdarzali historię. Opinia rzeczoznawcy w sporze administracyjnym bądź cywilnym zwykle skutkuje nałożeniem zobowiązania bądź powstaniem uprawnienia majątkowego. Niska jakość opracowań w połączeniu z „pazernością” uczestników postępowania, które w efekcie dają nietrafnie określone wartości są podstawową przyczyną tego, że niezadowolone z wyniku postępowania strony poszukują pomocy. To, że strony nie respektują wydumanej interpretacji przepisu ustawowego o organizacji zawodowej roszczącej sobie wyłączne prawo do krytyki opracowania świadczy źle nie o stronie postępowania lub o osobie, która pomocy takiej udziela, ale wyłącznie o komentatorach ustawodawcy, którzy znaczenie przepisu opacznie pojmują i o organizacji, która pojmowania tego broni. Szczęśliwie dla stron sporu mamy taki system procesowy, który w większości wypadków opiera się na równych uprawnieniach w trakcie postępowania. Strony mogą zatem zarówno przedstawiać dowody jak i podważać ich wiarygodność a to, który z wywodów zasłuży na miano słusznego rozstrzyga niezależne gremium.

Pojmuję, że Twoje nawoływania do uczestnictwa w stanowieniu „dobrego prawa” odnoszą się jednak wyłącznie do tej jego części, która dotyczy wprost i bezpośrednio rzeczoznawców majątkowych, która w procesie szacowania wartości przeszkadza tymże rzeczoznawcom majątkowym prawidłowo szacować wartość?

Romanie, im więcej czasu mija od chwili, kiedy zająłem się oglądem operatów szacunkowych i uczestniczyłem w praktyce sporządzania takich opracowań tym bardziej przekonuję się, że faktycznie bardzo niewiele jest takich zapisów powszechnie obowiązującego prawa, które rzeczywiście uniemożliwiają rzeczoznawcy prawidłowe określenie wartości. Przyznam, że część z przepisów nakłada na rzeczoznawców obowiązki, których podejmowanie nijak się ma do szacowania wartości ale to przecież nie mój cyrk i nie moje małpy, nie ja szkoliłem i nie ja za błędy szkoleniowe odpowiadam.

Praktyka reprezentacji interesów strony oceniającej własną sytuację jako krzywdzącą nie wynika jednak z braku znajomości prawa ani, w zdecydowanej większości, z pieniactwa. Ludzie, normalni uczestnicy rynku po prostu mają intuicję wartości nieruchomości stanowiących ich własność, położonych na terenach, które są im dobrze znane. Wiedzą ze stosunków lokalnych i własnego doświadczenia kto, komu, co i za ile. To rzeczoznawcy często nie trafiają w te wartości i nie robią tego dlatego, że tak im nakazuje „złe prawo” ale dlatego, że raz wykonują swoje obowiązki pod presją czasu i koniecznej do wykonania ilości opracowań, dwa, że tak to prawo jest interpretowane. Z tego co widzę jednak interpretacje te nie pochodzą od pojedynczych rzeczoznawców praktyków jako takich. Źródła należy poszukiwać w innym miejscu. Zresztą kilka miesięcy temu zadałem pytanie na tej liście o przykłady owego „złego prawa”. Nie dostałem żadnego; czyżby wraz z nadchodzącą nowelizacją rozporządzenia jakoś wyparowały.

Dlatego nie nakłaniaj mnie i mi podobnych do naprawiania tego, co nie ja zepsułem. Każde postępowanie z moim udziałem wskazuje niedoskonałości systemu – starczy je zebrać. A doświadczeniami chętnie się podzielę.

Pozdrowienia