Jest jednak w standardzie punkt, który mnie zastanawia. Otóż punkt 2.1 mówi: „Przyjmując zamówienie na wykonanie wyceny, opracowania lub ekspertyzy, o których mowa w ustawie o gospodarce nieruchomościami, rzeczoznawca majątkowy powinien uzgodnić z zamawiającym przedmiot, zakres i cel wyceny, opracowania lub ekspertyzy”. Co to niby ma znaczyć? Przywykłem już, że standardy zawodowe rzeczoznawców majątkowych można czytać różnie w zależności od nastroju ale ten zapis jest chyba szczytem wieloznaczności. Cóż bowiem znaczy, że rzeczoznawca ma „uzgodnić przedmiot, zakres i cel wyceny”?
Pierwszy, narzucający się sposób rozumienia tego sformułowania jest taki, że rzeczoznawca przyjmując zlecenie oszacowania powinien wiedzieć co ma oszacować, w jakim zakresie i dla jakiego celu. Choć moim zdaniem zasadniczo ważniejsze dla rzeczoznawcy jest to, co ma oszacować (przedmiot oraz rodzaj wartości) i na jakie daty (jaka jest data stanu konkretnego przedmiotu oszacowania oraz jaka jest wymagana przez zleceniodawcę data poziomu cen). Zakres oszacowania a tym bardziej jego cel wprowadzają do praktyki rzeczoznawczej niepotrzebne komplikacje, które pojawiły się – nie ukrywajmy – wraz z wymaganiami powszechnie obowiązujących przepisów prawa, które zabroniły korzystania z pewnych metod w określonych sytuacjach. Wydaje się, że skoro ktokolwiek, łącznie z organem administracyjnym a zwłaszcza sądem powszechnym zleca dokonanie oszacowania (albo dopuszcza postanowieniem dowód z opinii biegłego do spraw szacowania) to chyba wie co chce oszacować i po co to robi? Rolą biegłego jest wykonać oszacowanie i ustalić wymaganą wartość. Reszta należy do zleceniodawcy.
Niestety istnieje również inne możliwe rozumienie zapisu z punktu 2.1 przesłanego do uzgodnienia standardu. Wskazuje ono, że rzeczoznawca ma uzgodnić ze zleceniodawcą przedmiot, zakres i cel oszacowania w tym sensie, że ma tę robotę za zleceniodawcę odwalić. Inaczej mówiąc, zleceniodawca dla własnej wygody spycha na biegłego ustalenie wszystkich tych jakże często problematycznych zagadnień a biegły ma sobie z problemem poradzić.
I w praktyce radzi sobie biegły tak, jak potrafi, często jak mawia jeden z moich znajomych, wytrawny rzeczoznawca majątkowy „nosząc nie swoje walizki”. Tutaj stwierdzi, że przedmiot nie tak określony, ówdzie dojedzie do wniosku, że cel wadliwie sformułowany, w jeszcze innym przypadku rzeknie, że zakres zanadto poszerzony. Szacuje taki rzeczoznawca rzeczywistość wróżąc zamiary zleceniodawcy z dotychczasowej praktyki i nawet się nie obejrzy jak wchodzi w rolę organów orzekających, jak je wyręcza i za innych dźwiga ichnie walizki. Po co to rzeczoznawca robi – nie wiadomo. Wiadomo jedno: rzeczoznawca jest od szacowania wartości. Cała reszta filipik w operatach szacunkowych częściej naraża go na śmieszność niż wiedzie do zawodowego uznania.